Powieść reklamowana na okładce jako Pierwszy polski thriller medyczny!
Ech, owe hasła reklamowe nie pozwalają być obojętnym wobec tak postawionych tez. Zanim sięgniemy po książkę, już jesteśmy odpowiednio nastrojeni. Po szeregu świetnych thrillerów medycznych Tess Gerritsen, czy też króla Robina Cooka, ów podgatunek musiał (tak, musiał) pojawić się na polskim rynku. Zawsze jest to przecież kwestią czasu.
Hubert Kłossowski to spokojny, młody i dobry kardiochirurg pracujący w jednym z wrocławskich szpitali. Prowadzi ustabilizowane życie lekarza, prowadzi praktyki studenckie. Jest szanowany, poważany. Pewnego dnia, równolegle, zaczynają ginąć młode osoby - mężczyźni, którzy wcześniej, jak się okaże w trakcie śledztwa, leczyli się u Kłossowskiego.
Życie lekarza zostaje wywrócone do góry nogami.
Nie wie kto i przede wszystkim dlaczego zabija młodych mężczyzn.
Jako czytelnicy obserwujemy również równolegle toczące się śledztwo. Okazuje się bowiem, że policja nie jest pozbawiona grzechów i grzeszków. W ich szeregach dochodzi również do nieczystych zagrywek. Sami między sobą toczą wojny, przepychanki. I my widzimy to, czego nie wiedzą inni - to, że cała sprawa jest jednym wielkim matactwem.
Z chirurgiczną precyzją to sprawnie napisany kryminał, thriller, który przede wszystkim jest dobrą powieścią. Mnożą i piętrzą się niewiadome, znaki zapytania pojawiają się na końcu niemal każdego rozdziału. Jesteśmy, jak to w kryminałach bywa, zwodzeni, bo autor zastawia fabularne pułapki dość skutecznie. Ładnie prowadzi akcje, nie pozwalając nam zbyt długo pozostać w nudzie i pewności siebie.
Trochę mi przeszkadzały rzekomo śmieszne porównania, teksty bohaterów (trochę jakby zainspirowane Cobenem). Niby-śmieszne, niby-zabawne, powyciągane wręcz do granic językowej przyzwoitości. Owszem, kilka razy się zaśmiałem, ale wolałbym, aby solidny mroczny kryminał był kostką lodu, ciężkim kamieniem, w którym dominuje język szorstki, jak z grobowca.
Przeszkadzało mi również nagromadzenie nazw firm i marek. Jest ich tak dużo, że można odnieść wrażenie, że książka jest złożoną kryptoreklamą kilku marek. I istocie wcale tak nie jest, ale nie mogłem tego nie napisać, z przekory. Nie rozumiem po prostu dlaczego współcześni pisarze tak tworzą świat przedstawiony, tak go konstruują, że muszą nawtykać dziesiątki rozmaitych produktów. A to marek papierosów, samochodów, ubrań, komputerów, jedzenia.
Czy już nawet w literaturze nie można się uwolnić od jednej, wielkiej, ciągłej reklamy, która zalew nas zewsząd?
Książka przyzwoita, z odpowiednio wyważonymi proporcjami między opisami, kreacją bohaterów, opisami medycznymi (które na szczęście nie przytłaczają czytelnika) a samą akcją. Czyta się szybko. No i z dużym zaciekawieniem.
Komentarze
Prześlij komentarz