Przejdź do głównej zawartości

Marcin Szczygielski - Sanato [recenzja]

Rok 1931. Nina Ostromęcka ma 21 lat. Jej mąż Adam jest niewiele starszy. Młodzi, dobrze sytuowani, jednak nie mają przed sobą świetlanej przyszłości. Wszystko za sprawą gruźlicy, której ofiarą padł najpierw Adam, a później jego żona. Trafiają oboje do zakopiańskiego sanatorium, specjalizującego się w tym właśnie schorzeniu.
Pośród górskich krajobrazów, komfortowego i zdaje się, dość ekskluzywnego zaplecza uzdrowiska, Adam popada w odrętwienie, apatię, szuka samotności, jest w dużo gorszej formie niż Nina. Ona z kolei pragnie towarzystwa i zabawy. Chce żyć, stąd też nawiązywanie znajomości z towarzyszami niewoli, obserwacje innych pensjonariuszy.
W latach 30. gruźlica była wyrokiem śmierci, jedynie szczęście decydowało o przeżyciu. Dlatego też, gdy w sanatorium pojawił się doktor Dresler proponujący terapię eksperymentalną, od razu znajdują się śmiałkowie chętni do przetestowania metody. Jedną z tych osób jest Nina. Zgadza się ona na przyjmowanie zastrzyków z płynnego złota, które to rzekomo mają powstrzymać gruźlicę. Nikt nie zna skutków ubocznych tej metody. Dopiero nasza bohaterka pozna przerażające rezultaty dreslerowskich testów. Tutaj kończy się świat rzeczywisty i zaczyna galeria zjawisk nadprzyrodzonych, niedomówień (to akurat chwalebne i ciekawe) oraz szeregu znaków zapytania. Zaczyna się horror.
Sanato, bo tak nazywa się owo miejsce, w esperanto znaczy szatan. To wiele mówiące odniesienie z każdą kolejną stroną zaczyna mieć coraz większe uzasadnienie, a to za sprawą dziwnych zdarzeń i sytuacji, które mają miejsce w uzdrowisku. Demonicznym jawi się Dresler, przerażająco oślizgłym wydaje się właściciel sanatorium, na zimną i pozbawioną uczuć pozuje pielęgniarka Wiewiórka. Również pacjenci należą do galerii osobliwości.
Powolna, drobiazgowa narracja buduje klimat, napięcie, grozę. Dobrym pomysłem było umiejscowienie akcji w latach 30. XX wieku – czasie brutalnym i przerażającym, gdzie na porządku dziennym były rozmowy o eugenice, gdy rodziły się totalitaryzmy, a świat coraz szybciej zmierzał ku przepaści. Stąd też wielowymiarowość powieści, możliwość odczytywania jej na różnych płaszczyznach.

Historia prowokuje do tego, by na własną rękę zacząć szukać informacji o zakopiańskim „Sanato”. W końcu Nina Ostromęcka nie była postacią fikcyjną, prawdziwa historia prawdziwej kobiety posłużyła autorowi za inspirację. Co spotkało Ninę, co stało się z pacjentami i eksperymentem Dreslera? Odpowiedź (nie zawsze jednoznaczną, za co chwała autorowi) czeka w książce.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Latarnik

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stephen King - Chudszy [recenzja]

Ostatnio w moje ręce wpadła niewinnie wyglądająca powieść Stephena Kinga Chudszy. Powieść, którą napisał jeszcze w czasach, gdy posługiwał się pseudonimem Richard Bachman (tutaj dodam, że pod tym pseudonimem opublikował kilka powieści, w tym chociażby: Wielki Marsz, Regulatorzy, Blaze, Uciekinier...). Powieść została wznowiona przez wydawnictwo Albatros w nowej szacie graficznej całej (zapowiadanej) serii. Fabuła początkowo mało wciągająca, wcale nie wróży niczego dobrego, ani też nie zachęca do dalszego czytania. I jak się okazuje - bardzo można się zwieść i szybko wpaść w miłą pułapkę zastawioną przez autora. Bo, jak się okazuje, fabuła i sam pomysł na powieść jest doskonały: otóż (odtąd dane wydawcy) Billy Halleck nie ma specjalnych powodów do narzekania. Jako wzięty adwokat z każdą sprawą zarabia coraz więcej. Sprawdza się jako mąż i ojciec. Ma wygodny dom i kochającą rodzinę. Jedyne, co go naprawdę trapi, to poważna nadwaga grożąca zawałem serca. Pewnego dnia, wracając z wystawn

Graham Masterton - Manitou [recenzja]

Wracamy do korzeni, czyli tam, gdzie ukształtowało się całe - jak się okaże później fantastyczne - pisarstwo Grahama Mastertona. Przyjrzyjmy się jego pierwszej powieści, która została wydana w 1975 i od razu wywołała zachwyt krytyków. Nie dziwne. To właśnie ona doskonale pokazuje i wyznacza niejako cały charakter pisarstwa Mastertona. Jego kolejne książki właśnie na takim schemacie będą się opierać. I jeżeli ktoś, kto chce rozpocząć przygodę z tym pisarzem zastanawia się od czego zacząć, to chyba nie muszę dodawać, że powinien właśnie od tej powieści.  Książkę Manitou po raz pierwszy czytałem około dziesięciu lat temu i wspominam tę lekturę bardzo dobrze. Książa zrobiła wówczas na mnie ogromne wrażenie. I to dzięki niej właśnie uznałem, że Masterton to pisarz, którego twórczość chcę poznać. To ona zawróciła mi tak mocno w głowie, że od tamtej pory Mastertona uważam za mistrza literatury grozy. Trochę subiektywnie i naiwnie, a może i przedwczesne sądy? Trudno. Postanowiłem po lata

Rytuał - Graham Masterton [recenzja]

Charlie McLean to krytyk kulinarny. Podróżuje po zakątkach Stanów Zjednoczonych i ocenia różne, nierzadko przypadkowo napotkane restauracje. W jednej z takich podróży towarzyszy mu piętnastoletni syn Martin, z którym od wielu lat nie miał kontaktu, ponieważ dawno temu rozstał się ze swoją żoną. I to ona zajmowała się jego wychowywaniem. Charlie przez lata prowadził chaotyczny i niezbyt godny naśladowania tryb życia i nie utrzymywał kontaktu z synem. Teraz chce nadrobić czas, i pokazać się z dobrej strony.  Trafiają do jednej z amerykańskich przydrożnych restauracji, w której - po niezbyt dobrym posiłku - dowiadują się o istnieniu elitarnej, wyjątkowej, ekskluzywnej i niezwykle tajemniczej restauracji - "Le Reposior", która znajduje się w pobliżu. Charlie, jak na inspektora restauracyjnego przystało, zaczyna interesować się tym miejscem. Jak się okazuje, dostęp do tego miejsca mają jedynie wybrańcy. Dosłownie. Po jakimś czasie sam postanawia się przekonać czym jest tak na