W
jednej z bogatszych dzielnic Linköpingu znaleziono zwłoki. Zamordowano
małżonków, a ich pięcioletnia córka Ella zaginęła lub również została
zamordowana, jednakże dopóki nie znajdą ciała, zakładają, że to porwanie. Policjanci
rozpoczynają intensywne poszukiwania. Kto miał powód, aby zamordować dwoje
młodych, zamożnych ludzi? Co się stało z dzieckiem? Każdy dzień śledztwa przynosi
coś nowego, a wszystko wskazuje na to, że piękna fasada pozorów może skrywać w
sobie mroczne tajemnice. Cały czas policjanci czują oddech kogoś, kto za tym
wszystkim stoi. Policja robi wszystko, by odnaleźć porywaczy dziecka. Kim oni
są? Czy to zorganizowana szajka, jakiś desperat, ktoś bliski, a
może jednak Ella nie żyje, a jej zwłoki zostaną odnalezione w niedalekiej
przyszłości? Policja zakłada każdy scenariusz. Śledztwem kieruje Malin Fors. Policjantka
która penetruje, poznaje i bada najgorszą stronę tego szarego miejsca, w którym
pod fasadą ładnych domów, pięknych wygodnych ubrań, czają się demony, które
chcą zniszczyć ten ład i porządek.
Wodne
anioły, siła żywiołów, niepewność, strach, które siedzą w myślach głównych
bohaterów – to obraz najnowszej powieści Monsa Kallentofta, pisarza, który
stworzył nową jakość kryminałów. Pisarza, który wykreował gorzki i szary świat
niedużego szwedzkiego miasta. Pokazał nam jego koszmary, złe sny, krew,
przestępstwa i alkohol.
Kallentoft przyzwyczaił nas, że nie
będzie nas oszukiwał ani głaskał po głowie grzecznymi słowami. Nie będzie
mydlił oczu, ani niczego udawał. Będzie mówił wprost, tak, jak jest. Będzie
opisywał świat dokładnie taki, jaki potrafi być, jaki potrafi się jawić w swoim
surowym, niewygładzonym obliczu. A ponieważ pisze językiem wyrafinowanym, każde
słowo - mam wrażenie - waży, mamy więc szansę dostrzec to, czego zwykle nie dostrzegamy, mamy
szansę poczuć te szare miasto, niczym sami bohaterowie.
Wodne anioły to książka, chciałbym rzec, wysublimowana,
ale na swój sposób. To, co cechuję tę książkę, to niewątpliwie
odmienny język i inny sposób opowiadania historii. Pomijam, że Kallentoft pisze
inaczej, używa czasowników w czasie teraźniejszym, co jest dzisiaj dużą
rzadkością, ale to, co inne i nietypowe, to to, że pisze z kilku perspektyw.
Ujmuje świat z tylu punktów widzenia, że chwilami czujemy się tak, jakbyśmy
wirowali. Mamy oto przywoływane głosy samych bohaterów, ale i samych zmarłych.
Widzimy to, co oni. Słyszymy to, co i oni słyszą. Czujemy się tak, jakbyśmy
byli ponad tym wszystkim. Śledzimy Malin z góry, słyszymy, co umarli jej
szepcą, by potem, w mig, stać się Malin, która słyszy głosy wokół niej. Głosy
zmarłych.
Nie będę ukrywał, że – podobnie jak w
pierwszej powieści Kallentofta, którą kiedyś miałem przyjemność czytać i
recenzować – długo nie mogłem się nastroić do tego typu narracji, ponieważ
czułem, jakby coś zgrzytało mi między zębami. Potem jednak, z każda kolejną stroną,
wchodziłem w ten świat, łączyłem się z nim, a potem, po kilkudziesięciu
stronach nie mogłem już się od niego uwolnić. Kallentoft jest magikiem, który
czaruje. Magnetyzuje swoich czytelników trudnym światem, szorstkim językiem,
ale robi to celowo. I doskonale. Chce opowiedzieć nam trudną, brutalną historię. Chce opowiedzieć
dosłownie, prosto w oczy.
A jest o czym opowiadać, bowiem Wodne
anioły to jeden z najciekawszych kryminałów, jaki kiedykolwiek czytałem.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu
"Ujmuje świat z tylu punktów widzenia, że chwilami czujemy się tak, jakbyśmy wirowali." - jedna z bardziej widocznych cech powieści Kallentofta, zgadzam się z tym w 100%. Poza tym szczególny język, sposób narracji i oszczędność słów. Za to właśnie można uwielbiać Kallentofta :)
OdpowiedzUsuń