
W przypadku Mumii było identycznie.
Przeczytawszy opis początkowo trochę się krzywiłem, potem pomarudziłem sobie w myślach, a potem podsumowałem i stwierdziłem – „bez przesady, przecież nie każda książka Gerritsen z cyklu o Isles i Rizzoli musi być dobra, więc pewnie ta będzie przeciętna”. W ramach pewnej zasady, że to niemożliwe, by pisać tak dobrze.
A jednak...
Książka opowiada o bostońskim muzeum, w którym zostaje przypadkowo odnaleziona starożytna mumia. Szybko zyskuje ona miano wielkiej sensacji. Jej odkryciu towarzyszy ogromny szum medialny. Jednak po wnikliwych analizach naukowców okazuje się, że mumia wcale nie liczy tysiące lat, jak sądzono, lecz… kilkadziesiąt.
Do rozwiązania tej sprawy powołany zostaje znany już duet słynnej policjantki i lekarza medycyny sądowej. Sprawa jest o tyle ciekawsza, że w tym samym czasie w Bostonie, zupełnie nagle, pojawia się tajemniczy człowiek, który zaczyna prześladować jedną z pracownic muzeum. Sytuacja staje się tak mocno napięta i niebezpieczna, że postanawia ona opuścić miasto i ukryć się w oddalonym miejscu, daleko poza miastem. Niestety, ale i tam nie może czuć się bezpieczna.
Nic więcej nie dodam, bo szkoda byłoby cokolwiek zdradzać, bo chyba nie ma nic gorszego, jak napisanie o czym jest powieść kryminalna, albo jej kuzyn - thriller. W przypadku powieści Gerritsen oba te gatunki się przenikają.
Powieść czyta się szybko i przyjemnie, lektura ani na minutę nie schodzi na tor, który byłby nudny czy niepotrzebny. Co więcej, tym razem dostajemy pewny bonus od autorki – przyjemne i skuteczne zwodzenie. Nawet wprawny czytelnik może w pewnych chwilach czuć się przechytrzony.
Bo niby już sprawa się kończy, ale nagle okazuje się, że śledztwo wcale nie kończy się tak, jakbyśmy tego chcieli.
Niby już powieść ma się zamknąć, lecz pojawia się kolejne „ale…”
Dla fanów poprzednich powieści z cyklu, jest to lektura obowiązkowa. Gwarantuje, że nikogo nie zawiedzie.
Komentarze
Prześlij komentarz