W środku zimy, w środku lasu, na jednej z gałęzi drzewa zostają powieszone zwłoki starszego mężczyzny. Odkrywa je - jak często bywa - przypadkowa osoba. Śledztwo prowadzi Malin Fors. Na zewnątrz minus trzydzieści, a policja główkuje się w jaki sposób (i kto) szykuje tak precyzyjnie brutalne morderstwo. Po co to zrobił, i co może mieć to zabójstwo wspólnego z starymi pogańskimi rytuałami?

Zabieg, co tutaj ukrywać, niezwykle nowatorski jak na powieść kryminalną. Owszem, postmodernistyczna literatura oraz cały eksperymentalny nurt literatury dwudziestego wieku przyzwyczaił nas do rozmaitych rozwiązań narracyjnych i kompozycyjnych (jak chociażby słynny w wieku XX autotematyzm), jednakże zawsze wiązały się one z literaturą wysoką, obyczajową, ale nie - przecież - popularną. W tym kryminalną, która zwykła się pewnych zasad jednak trzymać.
Mons Kallentoft dał nam nową jakość powieści. Nowy styl narracji, ale i nie tylko. Pisze on bowiem nie w czasie przeszłym (jak 99,9% pisarzy), ale w czasie teraźniejszym. A więc dla przykładu Molin nie "powiedziała, zobaczyła, poszła i strzeliła", ale Molin "mówi, widzi, idzie, strzela". Dziwnie to jednak brzmi. Czas teraźniejszy nie jest dobry dla utworów epickich, ponieważ bardziej on pasuje do liryki. Tutaj zaś mamy do czynienia z pewnym eksperymentem, do którego niełatwo się jest przyzwyczaić i wiele wysiłku trzeba w to włożyć, by do tego przywyknąć. By porzucić w kąt nasze przyzwyczajenia i wygodę i podążyć nowym stylem opowiadania.
Ale warto. Warto w ten styl wejść, nie odpuszczać i przebrnąć przez tę powieść - trudną, melancholijną, chwilami niemal poetycką, trochę metaforyczną, a nierzadko i gorzką.
Coś dla mnie :D
OdpowiedzUsuńa ja właśnie czytam drugą powieść - Śmierć letnią porą. też dobra. już się przyzwyczaiłem do tego stylu pisania.
Usuń