Przejdź do głównej zawartości

Mucha, Jacek Skowroński [recenzja]

Do Muchy podchodziłem bardzo niepewnie i ostrożnie, a książka musiała przeleżeć niemal rok na półce, nim wreszcie po nią sięgnąłem. A sięgnąłem zupełnie przypadkowo, myślę, że padła ofiarą mojej ciekawości (chciałem zobaczyć ładną dedykację, którą wpisał sam autor), a trochę może z potrzeby przełamania niechęci do tego typu twórczości, ponieważ z zasady nie lubię literatury z gatunku kryminału, która stylizowana jest na powieść humorystyczną, albo powieść humorystyczną czy gawędziarską, kreowaną na kryminał. I bez względu na to co jest główną osią powieści – czy żarty przemieszane z wątkami kryminalnymi, czy kryminał przemieszany z dawką humoru, uważam takie połączenie za niejadalne. Kryminał, horror czy inny dreszczowiec winien w pełni realizować swoją poetykę, jaka jest mu przypisana i na zawsze dana – jestem wiernym wyznawcą tej zasady i nie lubię, jeśli dana powieść łamie konwencje, łamie schematy (mam na myśli nastrój, sposób budowania napięcia etc.), czy też łamie pewien tor, którym powinna podążać współczesna powieść grozy. Taki pogląd utrudnia właściwy i obiektywny odbiór, a potem ocenę książki, która jest właśnie taką hybrydą.
Z powieścią Jacka Skowrońskiego jest trochę inaczej, ponieważ mam do niej mały sentyment i nie będę tego w żaden sposób ukrywać, wręcz przeciwnie. Każda książka z dedykacją czy autografem staje się czymś mocno osobistym i zawsze powoduje, że darzymy ją szczególnym szacunkiem. Miałem przyjemność uścisnąć dłoń autorowi podczas Warszawskich Targów Książki w zeszłym roku. Był to więc - jak teraz po roku oceniam - element zdecydowanie zbliżający do książki, do opowieści. Tak to już jest, i nic raczej tego nie zmieni. 

Akcja powieści zaczyna się niewinnie. Przychodzi oto, jak podaje wydawca – zblazowany agent ubezpieczeniowy do pewnej nowoczesnej posiadłości w celu sprzedaży polisy. W drzwiach wita go roznegliżowana kobieta (Jola), która niczym nieskrępowana, zaprasza go niechętnie do środka. Nim jednak to się stanie, bohater będzie musiał stoczyć bój (raczej psychiczny) i pokonać barierę w postaci groźnego psa, który najchętniej rzuciłby się mu do gardła. W planach ma jednak zawszeć arcykorzystną umowę, działa więc przeciwko własnemu oporowi i udaje się do środka. Tam zaś, stała się rzecz zupełnie nieprzewidziana.

Jak pisze wydawca:

Podekscytowany mężczyzna, który nie za bardzo już pamięta, po co przyszedł, rozkoszuje się wizją upojnych chwil z Jolą, kiedy nagle przez okno dostrzega pana domu, jak wspólnie z pomocnikami właśnie wyprawia na tamten świat pewnego gościa. Apoloniusz daje drapaka przez okno. I tak rozpoczyna się jego bohaterska walka z Muchą, czyli znanym gangsterem Konradem Z., który ani myśli rezygnować z pogoni za nieszczęsnym świadkiem.


Ucieczka przed Muchą, bezwzględnym, drapieżnym, nieprzyjemnym i brutalnym człowiekiem, jak się okaże, stanie się główną osią kryminału, wokół której w sposób zabawny namalowane zostały rozmaite wydarzenia (mniejsze i większe), śmieszne sytuacje, przejaskrawieni bohaterowie, liczne skojarzenia do bieżących wydarzeń społeczno-politycznych, a więc odwołań do świata realnego etc., (acz jest to zrobione bardzo sprawnie i nic nie kłuje w oczy).

Rzecz przyjemna do czytania. Książka, znów wg wydawcy, pełna jest niemożliwych sytuacji, prześmiesznych gagów, pościgów, wpadek i zasadzek, zawrotnego tempa i barwnej akcji.
I tak w istocie jest. Dostajemy do ręki zręcznie napisaną powieść pełną nieprzewidywalnych (nie tylko zabawnych, ale i czasami drastycznych i dramatycznych) wydarzeń, zręcznych manewrów stylistycznych, niebanalnych porównań, śmiesznych tekstów. 
Mnie jako czytelnika mocno konserwatywnego, który wielbi stałe schematy, początkowo humorystyczna fabuła naszpikowana ciągłymi porównaniami, zabawnymi zwrotami zwyczajnie przeszkadzała i miałem ochotę odłożyć książkę na półkę na kolejny rok. Czymś, tak teraz po kilku tygodniach myślę, co zatrzymało mnie na dłużej jest zwyczajnie dobrze rozpisana fabuła, która po prostu wciąga, choć i tak - w pewnym sensie - jest przewidywalna. 
Dużym minusem książki jest sięganie po liczne stereotypy, wytarte rozwiązania, przewidywalni bohaterowie, którzy nie wychodzą o krok z przypisanych im ról społecznych. Przykładów jest kilka, ale podam ten, który najbardziej mnie raził. Informatyk. Jak możemy sobie wyobrazić informatyka, który oczywiście jest hakerem? Chyba obrazów w literaturze i filmie mieliśmy już sporo, ale każdy niemal zasadza się na tym samym. Jest to osoba, która karmi się wyłącznie piwem, chipsami itp, niewychodząca z domu, nosząca długie włosy. Jest on, oczywiście, w stanie włamać się do każdego systemu, co ratuje naszego bohatera z każdej opresji. Proste, uważam wręcz za zbyt proste. 
Czy też każdy napotkany pijak pod sklepem, który za przysłowiową puszkę piwa da się przekupić i służyć wiernie głównemu bohaterowi aż do końca...
Rzecz mocno naciąga, ale co tam, mamy się przecież dobrze bawić.
A z Muchą w ręce, bawić się będziemy na pewno. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stephen King - Chudszy [recenzja]

Ostatnio w moje ręce wpadła niewinnie wyglądająca powieść Stephena Kinga Chudszy. Powieść, którą napisał jeszcze w czasach, gdy posługiwał się pseudonimem Richard Bachman (tutaj dodam, że pod tym pseudonimem opublikował kilka powieści, w tym chociażby: Wielki Marsz, Regulatorzy, Blaze, Uciekinier...). Powieść została wznowiona przez wydawnictwo Albatros w nowej szacie graficznej całej (zapowiadanej) serii. Fabuła początkowo mało wciągająca, wcale nie wróży niczego dobrego, ani też nie zachęca do dalszego czytania. I jak się okazuje - bardzo można się zwieść i szybko wpaść w miłą pułapkę zastawioną przez autora. Bo, jak się okazuje, fabuła i sam pomysł na powieść jest doskonały: otóż (odtąd dane wydawcy) Billy Halleck nie ma specjalnych powodów do narzekania. Jako wzięty adwokat z każdą sprawą zarabia coraz więcej. Sprawdza się jako mąż i ojciec. Ma wygodny dom i kochającą rodzinę. Jedyne, co go naprawdę trapi, to poważna nadwaga grożąca zawałem serca. Pewnego dnia, wracając z wystawn...

Graham Masterton - Manitou [recenzja]

Wracamy do korzeni, czyli tam, gdzie ukształtowało się całe - jak się okaże później fantastyczne - pisarstwo Grahama Mastertona. Przyjrzyjmy się jego pierwszej powieści, która została wydana w 1975 i od razu wywołała zachwyt krytyków. Nie dziwne. To właśnie ona doskonale pokazuje i wyznacza niejako cały charakter pisarstwa Mastertona. Jego kolejne książki właśnie na takim schemacie będą się opierać. I jeżeli ktoś, kto chce rozpocząć przygodę z tym pisarzem zastanawia się od czego zacząć, to chyba nie muszę dodawać, że powinien właśnie od tej powieści.  Książkę Manitou po raz pierwszy czytałem około dziesięciu lat temu i wspominam tę lekturę bardzo dobrze. Książa zrobiła wówczas na mnie ogromne wrażenie. I to dzięki niej właśnie uznałem, że Masterton to pisarz, którego twórczość chcę poznać. To ona zawróciła mi tak mocno w głowie, że od tamtej pory Mastertona uważam za mistrza literatury grozy. Trochę subiektywnie i naiwnie, a może i przedwczesne ...

Rytuał - Graham Masterton [recenzja]

Charlie McLean to krytyk kulinarny. Podróżuje po zakątkach Stanów Zjednoczonych i ocenia różne, nierzadko przypadkowo napotkane restauracje. W jednej z takich podróży towarzyszy mu piętnastoletni syn Martin, z którym od wielu lat nie miał kontaktu, ponieważ dawno temu rozstał się ze swoją żoną. I to ona zajmowała się jego wychowywaniem. Charlie przez lata prowadził chaotyczny i niezbyt godny naśladowania tryb życia i nie utrzymywał kontaktu z synem. Teraz chce nadrobić czas, i pokazać się z dobrej strony.  Trafiają do jednej z amerykańskich przydrożnych restauracji, w której - po niezbyt dobrym posiłku - dowiadują się o istnieniu elitarnej, wyjątkowej, ekskluzywnej i niezwykle tajemniczej restauracji - "Le Reposior", która znajduje się w pobliżu. Charlie, jak na inspektora restauracyjnego przystało, zaczyna interesować się tym miejscem. Jak się okazuje, dostęp do tego miejsca mają jedynie wybrańcy. Dosłownie. Po jakimś czasie sam postanawia się przekon...