Przejdź do głównej zawartości

Dziecko ciemności, Graham Masterton [recenzja]



Najpierw spójrzmy na okładkę, by dowiedzieć się, o czym Dziecko ciemności jest:

Seria brutalnych zabójstw w centrum Warszawy jest zdaniem prowadzącej śledztwo policji, wywołana porachunkami gangów. Ofiarami okrutnego mordercy nazwanego przez prasę „Oprawcą” padają robotnicy zatrudnieni przy budowie nowoczesnego Hotelu Senackiego, a także przypadkowi mieszkańcy stolicy. Sara Leonard nadzorująca budowę hotelu sprowadza z Chicago emerytowanego policjanta Claytona Marsha, który ma wytropić zabójcę. Jego śledztwo przynosi zaskakujące rezultaty: w kanałach ściekowych miasta czai się przerażająca istota o genezie sięgającej trzynastego wieku, przywrócona do życia w okresie Powstania Warszawskiego. Prędzej czy później musi dojść do ostatecznej rozgrywki z potworem…

Powiem tak: opis ten jest mało szczęśliwy z uwagi na zwyczajną niejasność, jaką wydawca wprowadza. Zacznijmy więc od początku i spróbujmy pewne fakty wyprostować. 
Warszawa, lata dziewięćdziesiąte. W stolicy Polski dochodzi do tajemniczej serii morderstw dokonanych na zupełnie przypadkowych osobach, które w jakiś sposób znalazły w pobliżu kanałów ściekowych. Pierwszą ofiarą szalonego mordercy jest mężczyzna, który wracając późnym wieczorem do domu usłyszał niepokojące odgłosy płaczącego dziecka dochodzące najprawdopodobniej z … kanałów ściekowych. Zostały one odsłonięte podczas wykopów na miejscu budowy nowego hotelu (na ulicy Królewskiej). Przedostawszy się przez ogrodzenie podąża za głosem dziecka i wchodzi do kanałów. 
Każde kolejne morderstwo zostaje popełnione z coraz to większą brutalnością. Ofiary (zazwyczaj są to robotnicy budujący hotel) najczęściej zostają pozbawieni głów, a w skrajnych przypadkach, ich ciała zostają poćwiartowane na najdrobniejsze kawałki. Policja o wszystkie zabójstwa podejrzewa niezwykle dobrze uzbrojoną mafię…

Klasyczny horror Mastertona, ale – co ciekawe – z polskim akcentem i ukłonem w stronę polskich czytelników. Dostajemy w prezencie sprawnie napisaną powieść grozy w typowo mastertonowskim klimacie: od epatowania brutalnością, przez skondensowaną fabułę bez zbędnych opisów które zdążyłyby znużyć czytelnika, dobrze odwzorowaną Warszawę, po ciekawie i mrocznie skonstruowaną akcję, która ze strony na stronę, wciąga coraz bardziej.
Minusem powieści są na pewno mało udane próby przeszczepienia (nie wiadomo w jakim celu) znaczących i znanych nazwisk polskich postaci historycznych do fabuły powieści. Mamy oto bohatera (policjanta) o nazwisku Rej, jak również innych - Matejkę czy Konopnicką. Jest to zabieg, który być może miał na celu odświeżenie nam (tylko po co?) pamięci o wielkich naszego kraju. A być może jest to próba zainteresowania zagranicznych czytelników naszymi postaciami historycznymi, czy szerzej - dziejami naszego narodu? A może… każda interpretacja jest w pewnym sensie zasadna. Niemniej, mnie to jakoś nie smakuje, a sam zabieg wydaje się mocno naciągany. Smakiem jest dla mnie naturalność, swoista przezroczystość, jaką tworzy każdy autor, a nie sztuczne pompowanie patosu, głębi, która w horrorze – być może jest to rzecz dyskusyjna – nie powinna mieć miejsca. A jeśli nawet, to winna mieć stosowne uzasadnienie, najlepiej, jeśli znajduje się ono w fabule. W tej tego zdecydowanie zabrakło. Rzecz jasna nie szkodzi to samej opowieści, mimo to powoduje pewien niesmak.
Fabuła wciągająca. Horror pełną gębą, choć nie bez niewielkich wpadek.
Dziecko ciemności niestety od lat zbiera w internecie niskie oceny w rozmaitych recenzjach. Powodem wg wielu autorów jest mało oryginalna fabuła (zakończenie), czy też powód powyższy (naciągana historia, niepotrzebne odwołania do wydarzeń i postaci historycznych). W pewnym sensie nie sposób się z tym nie zgodzić, ale wszystko zależy od nas na ile się tym przejmiemy, a na ile porzucimy w kąt te drobiazgi i wciągniemy się w wartką akcję. 
Klasyczna pozycja Mastertona. Polecam. Choć wiem, że prawdziwi smakosze mogą czuć pewien niedosyt.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Demony Normandii - Graham Masterton [recenzja]

Do niewielkiej miejscowości Pont D'Ouilly położonej w ciemnej i zimnej Normandii przyjeżdża Amerykanin, który jest kartografem zajmującym się przygotowywaniem map do książki poświęconej II wojnie światowej. Podczas przejażdżki po okolicy na jednej z wąskich i krętych dróżek dostrzega stary i zardzewiały czołg. Od miejscowych dowiaduje się, że czołg stoi w tym miejscu od czasów zakończenia II wojny światowej. Nikt w tym czasie nie miał odwagi go ruszać, zbliżać się do niego, ani tym bardziej - próbować go otwierać, bowiem - co pamiętają najstarsi mieszkańcy - czołg został celowo porzucony w tym miejscu, a właz do wnętrza został zaspawany. Sprawa zaczyna intrygować przybysza, który porzuca w kąt myślenie o sporządzeniu mapy i za wszelką cenę próbuje poznać tajemniczą historię czołgu. Jak zdołał się dowiedzieć o miejscowego gospodarza oraz jego córki, według pogłosek, czołg przynosi pecha - ludzie w pobliżu umierają gdy tylko się do niego zbliżą, mleko kiśnie, a z samego wraku d

Stephen King - Chudszy [recenzja]

Ostatnio w moje ręce wpadła niewinnie wyglądająca powieść Stephena Kinga Chudszy. Powieść, którą napisał jeszcze w czasach, gdy posługiwał się pseudonimem Richard Bachman (tutaj dodam, że pod tym pseudonimem opublikował kilka powieści, w tym chociażby: Wielki Marsz, Regulatorzy, Blaze, Uciekinier...). Powieść została wznowiona przez wydawnictwo Albatros w nowej szacie graficznej całej (zapowiadanej) serii. Fabuła początkowo mało wciągająca, wcale nie wróży niczego dobrego, ani też nie zachęca do dalszego czytania. I jak się okazuje - bardzo można się zwieść i szybko wpaść w miłą pułapkę zastawioną przez autora. Bo, jak się okazuje, fabuła i sam pomysł na powieść jest doskonały: otóż (odtąd dane wydawcy) Billy Halleck nie ma specjalnych powodów do narzekania. Jako wzięty adwokat z każdą sprawą zarabia coraz więcej. Sprawdza się jako mąż i ojciec. Ma wygodny dom i kochającą rodzinę. Jedyne, co go naprawdę trapi, to poważna nadwaga grożąca zawałem serca. Pewnego dnia, wracając z wystawn

Graham Masterton - Manitou [recenzja]

Wracamy do korzeni, czyli tam, gdzie ukształtowało się całe - jak się okaże później fantastyczne - pisarstwo Grahama Mastertona. Przyjrzyjmy się jego pierwszej powieści, która została wydana w 1975 i od razu wywołała zachwyt krytyków. Nie dziwne. To właśnie ona doskonale pokazuje i wyznacza niejako cały charakter pisarstwa Mastertona. Jego kolejne książki właśnie na takim schemacie będą się opierać. I jeżeli ktoś, kto chce rozpocząć przygodę z tym pisarzem zastanawia się od czego zacząć, to chyba nie muszę dodawać, że powinien właśnie od tej powieści.  Książkę Manitou po raz pierwszy czytałem około dziesięciu lat temu i wspominam tę lekturę bardzo dobrze. Książa zrobiła wówczas na mnie ogromne wrażenie. I to dzięki niej właśnie uznałem, że Masterton to pisarz, którego twórczość chcę poznać. To ona zawróciła mi tak mocno w głowie, że od tamtej pory Mastertona uważam za mistrza literatury grozy. Trochę subiektywnie i naiwnie, a może i przedwczesne sądy? Trudno. Postanowiłem po lata