Przejdź do głównej zawartości

Robert Graysmith - Zodiak [RECENZJA]

Robert Graysmith to dziennikarz i rysownik, a po latach również tropiciel jednego z najsłynniejszych seryjnych morderców XX wieku - Zodiaka. Autor pościęcił mu wiele lat (a może i znaczną część swojego życia), a efektem jego wieloletniej wręcz obsesji jest niniejsza pozycja. 
Byłoby wielkim przypadkiem, gdyby osoba interesująca się zagadkami kryminalnymi, współczesną kryminalistyką, profiowaniem kryminalnym, czy też nawet wspłczesnymi filmami kryminalnymi nie słyszała tej postaci - o Zodiaku. 
To najbrutalniejszy i jeden z najokrytniejszych seryjnych zabójców grasujących w zachodniej części Stanów Zjednoczonych od lat 60 do końca (najprawdopodobniej) lat 70. Przebiegły, inteligentny, kpiący z policji, szukajacy sławy, niemal megalomański, bestialski; lubiący wzbudzać strach, poczucie zagrożenia...
Zodiak to morderca, który nigdy nie został schwytany. Mimo wielu prób namierzenia i odkrycia tożsamości, do dziś (choć Zodiakowi przypisuje się ponad 30 ofiar śmiertelnych - wg różnych statystyk) nikt nie ma stuprocentowej pewności kim był Zodiak. Autor, wraz z amerykańskami policjantami, stawia kilka przypuszczeń, a każde z nich odpowiednio argumentuje, ocenia, no i najważniejsze, przedstawia fakty.
Książka Graysmitha to dość gruntowna analiza wszystkich popełnionych przez Zodiaka zbrodni (tych, do których sam zabójca się przyznawał), zaś sama książka przypomina dziennik - jest to bowiem skrupulatnie zapisywana codzienność skupiająca się wyłącznie na faktach, relacjach, danych policyjnych i prasowych. Ale jest też osobistym uzupełnieniem tego, co udało się samodzielnie dziennikarzowi ustalić. 
I choć jest to niemal stricte literatura faktu, poparta rzetelnie zebranym materiałem (i dodatkami w postaci zdjęć, szyfrów, wycinków z prasy), to książkę Zodiak czyta sie jak kryminał, choć napisany w dziennikarskim i faktograficznym stylu.

Polecam każdemu, kto interesuje się seryjnymi zabójcami. Pozycja obowiązkowa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Demony Normandii - Graham Masterton [recenzja]

Do niewielkiej miejscowości Pont D'Ouilly położonej w ciemnej i zimnej Normandii przyjeżdża Amerykanin, który jest kartografem zajmującym się przygotowywaniem map do książki poświęconej II wojnie światowej. Podczas przejażdżki po okolicy na jednej z wąskich i krętych dróżek dostrzega stary i zardzewiały czołg. Od miejscowych dowiaduje się, że czołg stoi w tym miejscu od czasów zakończenia II wojny światowej. Nikt w tym czasie nie miał odwagi go ruszać, zbliżać się do niego, ani tym bardziej - próbować go otwierać, bowiem - co pamiętają najstarsi mieszkańcy - czołg został celowo porzucony w tym miejscu, a właz do wnętrza został zaspawany. Sprawa zaczyna intrygować przybysza, który porzuca w kąt myślenie o sporządzeniu mapy i za wszelką cenę próbuje poznać tajemniczą historię czołgu. Jak zdołał się dowiedzieć o miejscowego gospodarza oraz jego córki, według pogłosek, czołg przynosi pecha - ludzie w pobliżu umierają gdy tylko się do niego zbliżą, mleko kiśnie, a z samego wraku d

Stephen King - Chudszy [recenzja]

Ostatnio w moje ręce wpadła niewinnie wyglądająca powieść Stephena Kinga Chudszy. Powieść, którą napisał jeszcze w czasach, gdy posługiwał się pseudonimem Richard Bachman (tutaj dodam, że pod tym pseudonimem opublikował kilka powieści, w tym chociażby: Wielki Marsz, Regulatorzy, Blaze, Uciekinier...). Powieść została wznowiona przez wydawnictwo Albatros w nowej szacie graficznej całej (zapowiadanej) serii. Fabuła początkowo mało wciągająca, wcale nie wróży niczego dobrego, ani też nie zachęca do dalszego czytania. I jak się okazuje - bardzo można się zwieść i szybko wpaść w miłą pułapkę zastawioną przez autora. Bo, jak się okazuje, fabuła i sam pomysł na powieść jest doskonały: otóż (odtąd dane wydawcy) Billy Halleck nie ma specjalnych powodów do narzekania. Jako wzięty adwokat z każdą sprawą zarabia coraz więcej. Sprawdza się jako mąż i ojciec. Ma wygodny dom i kochającą rodzinę. Jedyne, co go naprawdę trapi, to poważna nadwaga grożąca zawałem serca. Pewnego dnia, wracając z wystawn

Graham Masterton - Manitou [recenzja]

Wracamy do korzeni, czyli tam, gdzie ukształtowało się całe - jak się okaże później fantastyczne - pisarstwo Grahama Mastertona. Przyjrzyjmy się jego pierwszej powieści, która została wydana w 1975 i od razu wywołała zachwyt krytyków. Nie dziwne. To właśnie ona doskonale pokazuje i wyznacza niejako cały charakter pisarstwa Mastertona. Jego kolejne książki właśnie na takim schemacie będą się opierać. I jeżeli ktoś, kto chce rozpocząć przygodę z tym pisarzem zastanawia się od czego zacząć, to chyba nie muszę dodawać, że powinien właśnie od tej powieści.  Książkę Manitou po raz pierwszy czytałem około dziesięciu lat temu i wspominam tę lekturę bardzo dobrze. Książa zrobiła wówczas na mnie ogromne wrażenie. I to dzięki niej właśnie uznałem, że Masterton to pisarz, którego twórczość chcę poznać. To ona zawróciła mi tak mocno w głowie, że od tamtej pory Mastertona uważam za mistrza literatury grozy. Trochę subiektywnie i naiwnie, a może i przedwczesne sądy? Trudno. Postanowiłem po lata