Przejdź do głównej zawartości

O krok - Henning Mankell [recenzja]

Szwecja. W noc św. Jana (najkrótszą noc w roku) troje nastolatków przebranych w osiemnastowieczne stroje spotyka się w lesie, żeby odegrać maskaradę. Nie wiedzą, że ktoś obserwuje każdy ich krok. Wkrótce cała trójka zostaje zabita. Niedługo potem komisarz Wallander dowiaduje się, że jego kolega, który miał mu pomóc w poprowadzeniu sprawy, został brutalnie zamordowany w swoim mieszkaniu. Policjanci muszą ustalić, czy było to samobójstwo, czy bezwzględne zabójstwo. Czy coś łączy te morderstwa? Jedynym śladem jest fotografia nikomu nieznanej młodej kobiety, którą policjanci znajdują w mieszkaniu zamordowanego policjanta. Wallander, borykający się z poważnymi problemami zdrowotnymi, po raz pierwszy staje przed tak trudnym zadaniem. Żaden ze śladów nie jest w stanie wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? Jaki jest motyw zabójcy? Dlaczego dokonuje tak brutalnych morderstw?
Co przyniesie śledztwo dotyczące prywatnego życia kolegi? Inspektor zmierzy się z tajemnicą, której być może wcale nie chce poznać…

Książka O krok stanowi siódmą z kolei powieść o komisarzu Kurcie Wallanderze z Ystadu. Miałem okazję poznać jakiś czas temu wcześniejsze tomy, między innymi bardzo dobry Fałszywy trop czy dość dobre Psy z Rygi. Pozostałe powieści mocno już odbiegają tematycznie od tematu ścisłego kryminału, wchodzą już w pogranicze powieści niemal społecznej, w której autor rozważa i analizuje (słowami bohaterów rzecz jasna) współczesne przemiany, jakie zachodzą w państwach europejskich, zwłaszcza Skandynawii oraz państw Europy Wschodniej. I o ile ktoś lubi poczytać o społeczeństwie, rasizmie, problemach przemytu, emigracji, uchodźców, ten powieści Mankella powinien szybko poznać. Na pewno się nie zawiedzie. A wymieniłem te trzy powieści, ponieważ najmniej dotykają spraw społecznych (choć też są niewolne od rozmaitych rozważań) i można je traktować jako ścisłe kryminały z dobrą i napiętą akcją, która nie zwalnia ani na moment.
I tak właśnie jest w powieści O krok. Nie ukrywam, że wciąż jestem pod wrażeniem gigantycznego rozmachu powieści, świetnego pomysłu, i jeszcze lepszej realizacji. Autor stworzył coś na kształt opus magnum skandynawskiej powieści kryminalnej ostatnich lat. Doskonale zawiązana akcja, która wzrasta z rozdziału na rozdział, co chwilę komplikując zagadkę (a właściwie zagadki) kryminalne. Głęboko schowany motyw, piętrzące się powiązania, układy i zaskakujące zwroty akcji. A to wszystko (na szczęście) wolne od nudnego mędrkowania, bez smętnych opisów. Wszytko w powieści jest doskonale wyważone. 
I choć książka niewolna jest od, znów moim zdaniem, wad, to i tak muszę stwierdzić, że to jeden z najlepszych kryminałów jakie w życiu czytałem. Piszę to z pełną odpowiedzialnością.
Okładka pierwszego szwedzkiego wydania
Bo to, co mi przeszkadzało, to ukazanie działania zabójcy, jego przemyśleń i działań, które wydzielone były osobnymi rozdziałami i wplecione w cały tok narracji. Niby nic wielkiego, niby nic złego, ale troszkę to wadzi, a w zębach coś zgrzyta, bo jednak "widzimy" tego zabójcę, słyszymy jego oddech, stajemy się obserwatorami jego zachowań, odbiorcami jego myśli. A potem znów wracamy na normalny tor akcji, widzimy Wallandera, który wyrywa sobie włosy, by wpaść na jakikolwiek trop. Najczęściej jednak wpada na fałszywy trop. Wiemy więc więcej, niż główny bohater. A to, moim zdaniem, źle. Bo chciałbym wiedzieć tyle samo, co główny bohater i ani deko więcej.
Oczekiwanie na koniec, zwłaszcza oczekiwanie na poznanie mordercy, jest największym smakiem powieści. A Mankell troszkę nas tego smaku pozbawia.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stephen King - Chudszy [recenzja]

Ostatnio w moje ręce wpadła niewinnie wyglądająca powieść Stephena Kinga Chudszy. Powieść, którą napisał jeszcze w czasach, gdy posługiwał się pseudonimem Richard Bachman (tutaj dodam, że pod tym pseudonimem opublikował kilka powieści, w tym chociażby: Wielki Marsz, Regulatorzy, Blaze, Uciekinier...). Powieść została wznowiona przez wydawnictwo Albatros w nowej szacie graficznej całej (zapowiadanej) serii. Fabuła początkowo mało wciągająca, wcale nie wróży niczego dobrego, ani też nie zachęca do dalszego czytania. I jak się okazuje - bardzo można się zwieść i szybko wpaść w miłą pułapkę zastawioną przez autora. Bo, jak się okazuje, fabuła i sam pomysł na powieść jest doskonały: otóż (odtąd dane wydawcy) Billy Halleck nie ma specjalnych powodów do narzekania. Jako wzięty adwokat z każdą sprawą zarabia coraz więcej. Sprawdza się jako mąż i ojciec. Ma wygodny dom i kochającą rodzinę. Jedyne, co go naprawdę trapi, to poważna nadwaga grożąca zawałem serca. Pewnego dnia, wracając z wystawn

Graham Masterton - Manitou [recenzja]

Wracamy do korzeni, czyli tam, gdzie ukształtowało się całe - jak się okaże później fantastyczne - pisarstwo Grahama Mastertona. Przyjrzyjmy się jego pierwszej powieści, która została wydana w 1975 i od razu wywołała zachwyt krytyków. Nie dziwne. To właśnie ona doskonale pokazuje i wyznacza niejako cały charakter pisarstwa Mastertona. Jego kolejne książki właśnie na takim schemacie będą się opierać. I jeżeli ktoś, kto chce rozpocząć przygodę z tym pisarzem zastanawia się od czego zacząć, to chyba nie muszę dodawać, że powinien właśnie od tej powieści.  Książkę Manitou po raz pierwszy czytałem około dziesięciu lat temu i wspominam tę lekturę bardzo dobrze. Książa zrobiła wówczas na mnie ogromne wrażenie. I to dzięki niej właśnie uznałem, że Masterton to pisarz, którego twórczość chcę poznać. To ona zawróciła mi tak mocno w głowie, że od tamtej pory Mastertona uważam za mistrza literatury grozy. Trochę subiektywnie i naiwnie, a może i przedwczesne sądy? Trudno. Postanowiłem po lata

Demony Normandii - Graham Masterton [recenzja]

Do niewielkiej miejscowości Pont D'Ouilly położonej w ciemnej i zimnej Normandii przyjeżdża Amerykanin, który jest kartografem zajmującym się przygotowywaniem map do książki poświęconej II wojnie światowej. Podczas przejażdżki po okolicy na jednej z wąskich i krętych dróżek dostrzega stary i zardzewiały czołg. Od miejscowych dowiaduje się, że czołg stoi w tym miejscu od czasów zakończenia II wojny światowej. Nikt w tym czasie nie miał odwagi go ruszać, zbliżać się do niego, ani tym bardziej - próbować go otwierać, bowiem - co pamiętają najstarsi mieszkańcy - czołg został celowo porzucony w tym miejscu, a właz do wnętrza został zaspawany. Sprawa zaczyna intrygować przybysza, który porzuca w kąt myślenie o sporządzeniu mapy i za wszelką cenę próbuje poznać tajemniczą historię czołgu. Jak zdołał się dowiedzieć o miejscowego gospodarza oraz jego córki, według pogłosek, czołg przynosi pecha - ludzie w pobliżu umierają gdy tylko się do niego zbliżą, mleko kiśnie, a z samego wraku d